Pawilon rozkoszy - Pavillon Rouge Jovoy Paris
Są w życiu rzeczy tak dobre, że człowiek po prostu nie powinien ich przegapić.
Premiera Pavillon Rouge miała miejsce w listopadzie ubiegłego roku. Od
tego czasu minęło prawie pięć miesięcy i kompozycja Marie Schnirer dawno
już powinna stać się hitem perfumeryjnych forów i grup. Tymczasem o
Czerwonym Pawilonie cicho jak makiem zasiał; nikt się nie zachwyca, nie
upaja, nie ekscytuje.
Pytam więc: jak to się stało, że to upojne, hedonistyczne, fine de siecle'owe cudo Wam wszystkim umknęło?!
Na forach pojawiają się wzmianki o Czarnym Fantomie
i Mrocznym Lordzie by Kilian. Z grubsza w ten sam deseń: że pięknie
mroczne, pięknie zbytkowne, że skóra i używki: rum, kawa i dym. Tylko za
drogie.
I pojawiają się tęskne wzdychania, że Idole piękny i dekadencki, ale nietrwały.
Wobec powyższego pytam ponownie: jak to możliwe, że przeoczyliście rum,
whisky, tytoń, kawę i skórę w cenie daleko bardziej przystępnej od
kilianowskiej i trwalszej od lubinowskiej? JAK?!
Od pierwszego wdechu Pavillon Rouge zachwyca pełnym, głębokim bukietem aromatów.
Dymna whisky - łagodna, karmelowa, przeleżana w dębowych beczkach po
słodkim Cherry. Przy czym to ciągle whisky - nie karmelki i nie cherry.
Zapach świeżo suszonego, czystego tytoniu w liściach, które bez pośpiechu tracą wilgoć.
Pięknie głęboki, gorzki aromat kawy.
I tuż pod nim splecione ze sobą nuty skóry i herbaty. Akord spokojnie
przechylający się od szorstkich na języku nut herbacianych w słodkie
spektrum animalne.
Upojnie dekadenckie otwarcie płynnie przechodzi w upojnie dekadenckie
serce. Pojawia się rum. Whisky z kawą tworzą duet na zabój
przypominający mocną, podwójnie mocną irish coffee na kropelce,
dosłownie kropelce słodkiej śmietanki.
Do tytoniowych liści dołącza skórzasta, dorosła wanilia.
A potem, we wczesnej, ciężkiej bazie pojawiają się nuty drzewne. Heban!
Heban czyli drewno maksymalnie nasycone olfaktoryczną barwą. Stworzona
przez tytoniowo torfowe nuty dymne i kawę iluzja mroku wzmaga się,
nabiera sił i mocy. Jednocześnie jednak dzieje się coś niezwykłego: cała
ta mroczna potęga nabiera miękkości aksamitu. Czarnego, ale to jest
aksamit. Albo najmiększy zamsz. Albo... Cokolwiek to jest, jest cudowne.
Sezam i wanilia. I lanolinowy zapach małej owieczki - czarnej
oczywiście.
Pavillon Rouge zachwyca od pierwszej nuty. Od pierwszej nuty wydaje się pełny, skończony i idealny.
A potem nadchodzi druga fala, która zachwyca jeszcze bardziej i znów
wydaje się, że oto dotknęliśmy ideału. Że lepiej być nie może.
I wtedy wkracza heban. Cały na czarno. Z owieczką ziejącą dymem. I
ostatecznie zdajemy sobie sprawę z tego, że ideał nie istnieje. Bo każdy
z etapów rozwoju Pavillon Rouge jest doskonały. Na swój mroczny,
dekadencki, rozpustny sposób.
Data premiery: 2018
Kompozytorka: Marie Schnirer
Projekcja: początkowo zamaszysta, z czasem przysiada
Trwałość: niestety, trwałość to najsłabszy element konstrukcji. Przy takich nutach Pavillon Rouge powinien trwać na skórze jak przymurowany. Wytrzymuje porządne pięć godzin. Potem jest powidok, który nie wystarcza.
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: whisky, rum, przyprawy, sezam
Nuty serca: kawa, tytoń, herbata lapsang souchong, skóra
Nuty bazy: wanilia, benzoes, heban
Komentarze
Prześlij komentarz